Krzysztof Jaworski
ZENON PRZESMYCKI PODCHODZI DO OKNA
Pamiętnik okresu pobłażania
Zenon Przesmycki podchodzi do okna.
Boże, ileż ja się w życiu tych Zenonów Przesmyckich naczytałem, nasłuchałem, naoglądałem. Życie w Zenonach Przesmyckich. Wszystkie stadia: bicie piany, dorabianie dupie uszu, rzeźba w gównie. Przewalone 3 tony węgla. Już rzygam tymi Zenonami. A mimo wszystko Zenon Przesmycki wciąż i wciąż podchodzi do okna.
Zenon Przesmycki podchodzi do okna. Po zajęciach z creative writing rozpiera go energia.
PELEAS I MELIZANDA.
INT. KITCHEN – DZIEŃ. MELIZANDA czesze włosy i smaży kotlety. MELIZANDA (krzyczy): Peleasie to ty? PELEAS zatrzymuje się w livingroomie z teczką pod pachą i podejrzliwie wącha powietrze. PELEAS (do siebie): Znowu kotlety przypalone. MELIZANDA: Chodź jeść! Obiad ci zrobiłam. PELEAS obserwuje muchy latające wokół żyrandola i spogląda pod nogi. PELEAS: No nie...!!! Jebany koń tu nasrał! Tyle razy mówiłem, żebyś go do salonu nie wpuszczała! (W oddali niknie rżenie i tętent końskich kopyt). PELEAS (krzyczy za koniem): Jeszcze raz cię tu, chuju, złapię, to ci wszystkie te różowe włosy z dupy powyrywam! FADE OUT. BATHROOM. MELIZANDA rzyga do sedesu. INT. MELIZANDA’S APARTMENT – NIGHT (ON COMPUTER SCREEN): <pretty_meli_girl > oh no omg sry plz / <god> u loserz lolz!!! INT. HOSPITAL CORRIDOR – DZIEŃ. PELEAS chodzi nerwowo od ściany do ściany. NURSE: Ma pan syna! Może pan pogratulować żonie! PELEAS wbiega z kwiatami na salę porodową. PELEAS: Kochanie…! Na łóżku leży uśmiechnięta MELIZANDA, przy jej boku maleńki różowy źrebaczek, ssie pierś. PELEAS upuszcza kwiaty na podłogę. NURSE: Wykapany tatuś!
Zenon Przesmycki podchodzi do okna. Praca.
Praca sprowadza na niego jakąś melancholię taką, przechodzącą stopniowo w agresję, zakończoną depresją. Przygnębiony, popisuje się przed samym sobą próbą aforyzmu:
Władysław Bełza
już nie pełza.
Leży w grobie.
We Lwowie.
Zenon Przesmycki podchodzi do okna.
Podszedł.
Tak wzruszającą historię mogło napisać tylko prawdziwe życie.
Zenon Przesmycki podchodzi do okna. Jego opowieść o sile miłości, czułości i poświęceniu. Jedyny seks oralny na jaki mógłby liczyć miałby miejsce wtedy, gdyby jakimś (niewytłumaczalnym) zrządzeniem losu wytarł sobie fiuta w ręcznik, a potem jakaś (przypadkowa) kobieta, tym samym ręcznikiem wytarłaby sobie twarz.
Świat jest pełen zdrowych emocji.
Zenon Przesmycki podchodzi do okna. Pierwsza wersja „Imienin” Wyspiańskiego drażni go.
OSOBY DRAMATU: PAN DOMU, PANI DOMU, GOŚĆ, ŻONA GOŚCIA. DEKORACJA: Stół. AKT 1. Scena 1. GOŚĆ: Zdrowie. PAN DOMU: Zdrowie. ŻONA GOŚCIA: Sto lat. PANI DOMU: Sto lat. ŻONA GOŚCIA: Niech mu gwiazdka. PAN DOMU: Oby nam się. GOŚĆ: Lepsza od chleba, bo gryźć nie trzeba. PANI DOMU: Coś na ciepło. Flaczki? GOŚĆ: A chętnie. ŻONA GOŚCIA: A słoninka jaka chudziutka. PANI DOMU: Bóg zapłać. PAN DOMU: I na drugą nóżkę. GOŚĆ: Gruchniem bo spuchniem! PAN DOMU: Pierdykniem bo odwykniem. GOŚĆ: I buch teściową w klatkę piersiową. PAN DOMU: No to proszę bardzo. Scena 2. Parking przed blokiem. Północ. GOŚĆ: Pojadę. ŻONA GOŚCIA: Nie pojedziesz. GOŚĆ (upiera się): Pojadę. ŻONA GOŚCIA: Nie pojedziesz, bo piłeś. GOŚĆ: Prawie nic nie piłem. Przysięgam się. PANI DOMU: Zabierzcie mu kluczyki, to nigdzie nie pojedzie. GOŚĆ: Nie oddam. PAN DOMU: Nie pojedziesz nigdzie, bo ci odkręciliśmy koła. GOŚĆ: A to nic, i tak pojadę. ŻONA GOŚCIA: Nie pojedziesz. GOŚĆ: A właśnie, że pojadę. (Wsiada do samochodu, próbuje włożyć kluczyk do stacyjki, zapala silnik, ale nie może ruszyć, bo ma odkręcone koła). GOŚĆ: Kurde, nie jedzie. PAN DOMU: A nie mówiłem. PANI DOMU: No to prosimy z powrotem do nas. ŻONA GOŚCIA: Wyłącz ten silnik. PANI DOMU: Proszę na górę, przekąsimy coś. Jeszcze flaczków zostało. PAN DOMU: Tylko, że wódeczka się skończyła. GOŚĆ: A to można zamówić przez taksówkę. PAN DOMU: A po co zamawiać? Ja pojadę. PANI DOMU: Nigdzie nie pojedziesz. PAN DOMU: Pojadę, po co przepłacać za taksówkę. PANI DOMU: Mówię ci, że nie pojedziesz, tobie też koła odkręciłam.
Nie, no, stary. Przede wszystkim popracuj nad tytułem. Whaddaya say, madafaka!
Zenon Przesmycki podchodzi do okna.
Kto ty jesteś? Polka mała. Jaki znak twój? Pederasta.
Boże co się stało z tym biednym krajem. Skończ już z tymi aforyzmami.
Czy słodzi czy nie słodzi?
Dwie słodzi, dwie nie słodzi.
(Zenon Przesmycki podchodzi do okna)
Zenon Przesmycki podchodzi do okna.
Czy Poznań należy zaorać?
Zdecydowanie.
Zenon. Jedna sprawa: nie wysyłaj do mnie SMS-ów Premium bo to, że ktoś ci napisał, że to będzie kosztować 50 groszy, wcale nie oznacza, że faktycznie tyle to będzie kosztować. I, aha: nie podawaj nikomu swoich prywatnych danych. (PS. Co ty w Simy nie możesz przejść drugiej misji?)
Zenon Przesmycki podchodzi do okna.
Panie i Panowie – tadaam! – Zenon Przesmycki – sól tej ziemi!
– Zimy?
– Jakiej zimy?
– Powiedziałeś sól tej zimy? Dlaczego zimy? Będzie zima?
– Ziemi, powiedziałem sól tej ziemi.
Zenon Przesmycki podchodzi do okna.
Okno już tam było.
Zenon Przesmycki podchodzi do okna.
Nie wstydzę się używania Google Tłumacza do przekładu Księgi Rodzaju z języka hebrajskiego: „A ziemia była pustkowiem i chaosem, i ciemność – twarz głęboko, a Duch Boży – najechanie nad wodą”.
Nie żeby tak od razu nie żyć śmiercią jakąś, ale też nie i żyć życiem, bo i we mnie jest chęć życia jakaś, ale i chęć nie-życia jakiegoś równocześnie. Bo przecie nie śmierci. Jako takiej. Samej w sobie. το ον. Która jest.
Zenon Przesmycki lubi to.
22 godz. temu.
I pamiętaj, Zenon, w gastronomii nie można niczego zaplanować.
Zenon Przesmycki podchodzi do okna.
– Przeestetyzowani dupodajcy – pomyślał.
– I dupojebcy – dodał jego głos wewnętrzny
– I dupojebcy – przytaknął głosowi wewnętrznemu. W 1894 nie dyskutowało się z głosem wewnętrznym.
Pytanie z sali:
Jak staram się pisać?
Staram się pisać tak, żeby potem nikt nie mógł tego zacytować.
Krzysztof Jaworski